3. Światło w kaplicy

W ciszy klasztornego korytarza ciemna postać człowieka zdążała w kierunku kaplicy. Jak każdej nocy, brat Eliasz Mehrini szedł modlić się przed Najświętszym Sakramentem. Gdy otworzył drzwi kaplicy, stożki światła świec stojących przy ciele martwego pustelnika rozbłysły, oświetlając twarz zmarłego. Ani późna pora, ani myśli o zmarłym nie zaniepokoiły brata Eliasza. Ukląkł i zatopił się w żarliwej medytacji. Nagle został olśniony światłem, które wylewając się z tabernakulum wydawało się pieścić twarz zmarłego mężczyzny. Ta nieziemsko pulsująca poświata zdawała się wlewać życie w leżące ciało.
Przerażony brat podniósłszy się, pobiegł do celi Przełożonego nie będąc w stanie ogarnąć umysłem znaczenia tego co sie wydarzyło. Nagle przebudzony z głębokiego snu, Przełożony otwarł drzwi i zobaczył strapionego Brata Eliasza.
“Och, Ojcze!”
“Co jest Bracie, co ci się stało?”
“Ojcze coś dziwnego dzieje się w kaplicy. Światło wychodzi z tabernakulum i lśni wokół twarzy pustelnika.”
Zdziwiony Ojciec Antoni poklepał brata po ramieniu i próbował uspokoić go. “Już dobrze, dobrze, mój synu. Weź się w garść. Musiałeś być zmęczony i przysnąłeś. Może ci się przyśniło”.
“Zapewniam Ojca…”
“No dobrze”, uciął przełożony. “Jest już północ i pora zadzwonić na nabożeństwo dla uczczenia drugiego dnia Bożego Narodzenia.”
Brat Eliasz zrobił jak miał powiedziane, ale dzwony zamiast wydzwaniać radosną wieść o Narodzeniu, brzmiały boleśnie mimo wszelkich wysiłków ożywienia ich pieśni.
Klasztor zaczął się budzić wśród ciemnej, śnieżnej nocy. Kwadrans później, szereg zakapturzonych cieni, z latarniami w dłoniach, spieszył mrocznymi korytarzami wiodącymi w kierunku kaplicy. Zakonnicy parami zbliżali się z różnych stron i zajmowali miejsce na wprost żłóbka. Litania się zaczęła. Zapach kadzidła rozszedł się w powietrzu, podczas gdy na zewnątrz dało się słyszeć przytłumiony odgłos grzmotu w głębi nocy.