Drugiego dnia po Bożym Narodzeniu, o godzinie 10-tej rano, została odprawiona prosta ceremonia pogrzebania zmarłego zakonnika. Kiedy “ginnaz”, czyli pogrzeb zakończył się, twarz zmarłego została zakryta welonem zgodnie z zakonną tradycją i ciało zostało przeniesione przez zakonników w miejsce wiecznego spoczynku.
Ludzie tłumnie zaczęli zbiegać się tłumnie do klasztoru, jakby nagle uświadomili sobie, że stracili świętego. Klękali na śniegu, jedni płacząc rzewnymi łzami, inni żegnając się w pobożnym uniżeniu. Powoli, orszak pogrzebowy trafił na cmentarz, gdzie pustelnik został złożony; bez trumny, ubrany tylko w szaty liturgiczne prostego zakonnika. Niektórzy prosili o specjalny pochówek dla niego, ale reguła zakonna nie dopuszczała żadnych wyjątków. Ojciec Szarbel powinien udać się na wieczny odpoczynek dokładnie tak jak bracia zmarli przed nim. Dwie drewniane deski były wszystkim, co oddzielało jego wątłe ciało od błotnistej ziemi. Niestety! Woda, która sączyła się ze sklepienia, miała wkrótce rozpocząć swe niszczące działanie. Wejście do krypty zostało zamknięte wielkim kamieniem, który zatoczony na miejsce, został zabetonowany w tej pozycji. Ktoś ostatni raz pokropił grób wodą święconą i okadził.
I tak Ojciec Szarbel znalazł miejsce spoczynku obok ściany kaplicy, bliżej niż dwa metry od ołtarza, przy którym każdego dnia zakonnicy odprawiali Mszę Świętą, wokół której koncentrowało się jego życie. Teraz, po drugiej stronie życia, Szarbel z pewnością będzie uradowany tym powtarzającym się cudem. Tłum powoli rozpraszał się, w modlitwie powtarzając refren „Hniyalou, quiddis!… błogosławiony kto staje się świętym.”